Pan Andrzej Danak o diecie optymalnej dowiedział się od swojej serdecznej koleżanki w 1998 roku. Wiedziała, że był dość schorowany jak na swoje lata. Miał dopiero 47 lat i ciągle narzekał na swoje zdrowie. Pożyczyła mi książkę dr Kwaśniewskiego bo sama już wtedy zmieniła sposób odżywiania.
Z zainteresowaniem przeczytałem książkę, wydawało mi się to takie logiczne, lubiłem dobrze zjeść ale zdrowie mi na to nie pozwalało. Męczyła mnie nadkwasota żołądka, ręce mi się trzęsły, zgaga, zaparcia i uporczywe bóle w klatce piersiowej. W roku 1985 miałem silne bóle palca lewej nogi. Skierowano mnie nawet na onkologię gdzie lekarze stwierdzili zwężenie naczyń (choroba Bechterowa). Byłem bardzo szczupły, mało jadłem ,zdrowie mi na to nie pozwalało a lekarze kazali trzymać dietę. Byłem pięciokrotnie hospitalizowany z powodu chorego przewodu pokarmowego. Po tych pobytach mój stan zdrowia wcale się nie poprawiał, wręcz przeciwnie czułem się coraz gorzej a lekarze tylko dokładali leków.
Lekarze zapisywali mi sporo różnych specyfików, ale dziś wiem, że dobrze robiłem ograniczając ich spożycie. Przez te wszystkie lata jadłem tak jak większość ludzi wszystko. Na pierwszym miejscu było pieczywo, lekarze zalecali sporo warzyw i owoców, wiec jadłem ich kilogramami. Dziś wiem, że była to typowa dieta korytkowa.
Spotkanie koleżanki i książka dr Kwaśniewskiego była dla mnie wybawieniem.
Odrzuciłem chleb, cukier, ciasta i owoce. Przez lata mojego złego stanu zdrowia byłem bardzo szczupły, zaś po przejściu na optymalny model żywienia w ciągu dwóch lat przytyłem około 12kg. Po czasie zorientowałem się, że książkę którą przeczytałam nie za bardzo zrozumiałem. Nie miałem dostarczającej wiedzy na temat diety optymalnej i trochę późno lecz postanowiłem to zmienić. Jadłem za dużo białka ograniczając do minimum warzywa. To był mój błąd. A jak wiemy za błędy zawsze czymś płacimy, ja zapłaciłem własnym zdrowiem. Wiedziałem, że muszę poszukać ratunku w miejscach gdzie na tym się znają. Szybko załatwiłem miejsce w Ustroniu i tam też się wybrałem. Tam dopiero po szkoleniach, dowiedziałem się, że źle stosowałem dietę, po tym turnusie szybko traciłem zbędne kilogramy ale jak się okazało po przyjeździe do domu znów jadłem za mało białka. Nie potrafiłem dostosować prawidłowych wartości do swojej wagi i wysiłku fizycznego. Po czasie mój stan zdrowia się unormował , wróciłem do mojej właściwej wagi i czułem się można powiedzieć prawie bosko. Wreszcie jadłem dobrze i tak mój stan trwał kilka ładnych lat w tak świetnej formie. Byłem taki szczęśliwy i zadowolony ze swojego stanu, że zupełnie zapomniałem, jak to jest czuć się źle. Wszystkim na około mówiłem, że ta dieta czyni cuda i ochoczo każdego namawiałem by zmienili swój sposób odżywiania. Tak dobrze się czułem, że zacząłem sobie pozwalać na piwko a po piwku był większy apetyt np. na chlebek ze smalcem i inne jak mi się wydawało rarytasy. Z czasem jedne piwo nie wystarczyło to były i dwa czasem więcej. Przez okres dwóch lat często grzeszyłem, towarzystwo w którym się wtedy obracałem zrobiło swoje. Pomału odstępowałem od właściwej diety. Nadmiar prostych węglowodanów które wtedy spożywałem, spowodował głębokie zakrzepowe zapalenie żył. Był rok 2011, zaliczyłem chirurga naczyniowego, noga bardzo bolała, musiałem zażywać leki po których źle się czułem i byłem bardzo osłabiony. Wiedziałem, że była to tylko moja wina, po szumnych dwóch latach musiałem za to zapłacić własnym zdrowiem. Więc znów szybko udałem się do Ustronia, właściwa dieta oraz zabiegi prądów selektywnych postawiły mnie na nogi. Zrobiłem własny rachunek sumienia swojego głupiego postępowania i postanowiłem więcej nie grzeszyć. Po trzech miesiącach wróciłem do zdrowia. Od dwóch lat jestem pod opieką Arkadii w Katowicach pod kontrolą dr Ewy Gwóźdź, przestrzegam terminu fizykoterapii ( prądy powtarzam cyklicznie ), bo wiem, iż zaniedbanie w każdej sprawie prowadzi do pogorszenia się stanu zdrowia.
Mój przykładowy jadłospis nie różni się od zasad diety : 5-6 żółtek to podstawa mojego śniadania, jem podgardle, pasztet, 4-5 razy w tygodniu mięso po 100- 150g takich jak żeberka czy golonkę, czasem wątróbkę czy pyszne kluski serowe. Z węglowodanów lubię kapustę, buraki z chrzanem, cebulę i inne. Ostatnio zwiększyłem trochę węglowodany gdyż tak mi doradzono w Arkadii- Katowice, mam spory wysiłek energetyczny, sporo jeżdżę na rowerze od wiosny do późnej jesieni to około 3 tysiące kilometrów. Co drugi dzień biegam od 6 do 12 km, co drugi dzień pływam, nie mówiąc już o codziennej gimnastyce.
W tej chwili mam 61 lat, czuję się jak młody człowiek, sprawny z dużym apetytem na życie. Kocham żyć i chce mi się żyć. Teraz po latach spotykając swoją dawną znajomą która dała mi książkę dr Kwaśniewskiego. Ta książka otworzyła mi oczy i dała nadzieję na lepsze jutro, choć nie wszystko na początku zrozumiałam. Ale znajomej zawsze serdecznie dziękuję za chęć pomocy.
Od dzieciństwa marzyłem o zwiedzaniu świata i teraz będąc zdrowy i szczęśliwy mogę realizować swoje marzenia. Byłem w Kanadzie, Syrii, Kubie, Jordanii, Maroko, Egipcie, Tunezji, zwiedziłem również Wyspy Brytyjskie, Hiszpanię, Francję i Portugalię. Nawet na tych egzotycznych wycieczkach nie zapominam o swojej diecie i zawsze w taką podróż zabieram własnej roboty domowy smalec, który nie raz się przydaje. Moje hobby to zwiedzanie świata, jazda na rowerze, taniec który uwielbiam, jak również długie spacery.
Słońce czy deszcz, zimno czy ciepło Pan Andrzej przyjeżdża swoim rowerem do Arkadii.
Nie straszny mu deszcz a nawet ulewy, ubrany odpowiednio do pogody w sportowy strój, nieraz wzbudzał podziw i zainteresowanie innych pacjentów. Szczupły, wysportowany schodził ze swego ( rumaka ) bo napić się kawy, którą ze sobą przywoził w termosie. Pogodny i zawsze uśmiechnięty chętnie nawiązywał rozmowę z innymi pacjentami, opowiadając o sobie, szczerze przyznając się do błędów i przestrzegając innych o ich zgubnych skutkach.
Pan Andrzej ma mocne postanowienie poprawy a poczucie zdrowia zdobywa się tylko przez przebyte choroby. Doświadczył tego srodze i pragnie by nigdy się to nie powtórzyło. Jest nad wyraz aktywny fizycznie i dlatego jego dieta została trochę zmodyfikowana. Wpływ wysiłku fizycznego ( bieg po zdrowie ) nie jest wcale jednoznaczny. Metodami biochemicznymi można wykazać wiele niekorzystnych zmian zachodzących w mięśniach po wysiłku. Wzrost tempa oddychania zwiększa generację anionorodnika ponadtlenkowego, a tym samym stres oksydacyjny w tkankach sportowca. Zużycie tlenu przez mięśnie może być większe nawet stukrotnie, co oznacza około 100 razy większe wytwarzanie wolnych rodników. Podstawowe przeciwutleniacze to witamina E i C. Witamina E występuje w mięsie, rybach, warzywach, olejach tłoczonych na zimno, zaś witamina C występuje w papryce, pietruszka zielona, truskawki, cytrusy, pomidory, melony jak również kapusta i zielone warzywa liściaste. Witamina C regeneruje utlenioną witaminę E i zwiększa wydalanie cholesterolu. Niektóre badania wykazały, że witamina C może poprawić właściwości ściany tętnic. Witamina E ma podstawowe znaczenie dla utrzymania zwykłych czynności komórki w czasie wysiłku fizycznego. Tak więc witamina E i beta- karoten ( prekursor witaminy A ) chroni przed tworzeniem się wolnych rodników przy nadmiernym wysiłku fizycznym i uszkodzeniem tkanek. Jeśli po wysiłku czujemy się słabo to lepiej zapytać swój organizm co robi nie tak.
Jazda na rowerze i bieganie stanowią swoiste możliwości podwyższenia tempa metabolizmu i bywają używane jako regulatory masy ciała. Wzrost wysiłku wiąże się bowiem ze wzrostem zapotrzebowania na składniki odżywcze wskutek zwiększenia wydajności wody, elektrolitów i składników mineralnych.
Pan Andrzej koniecznie musi zwiększyć swoje porcje żywnościowe, wzbogacając je większą ilością biała i węglowodanów. Dodatkowy kawałek mięsa jak również warzywa i czekolada, uzupełnią niedobory przy wysiłku fizycznym.
W pełni popieramy hobby Pana Andrzeja jakim jest ruch, bo w ruchu wolniej się starzejemy, a endorfiny, zwane hormonami szczęścia dają poczucie pełnego relaksu, odprężenia i zadowolenia z życia.
tel. 32 353 20 27
kom. 503 – 144 – 481